Kampania Vlisco

African wax print to tkaniny, które w świadomości wielu są sztandarowym przykładem afrykańskiego przemysłu włókienniczego, choć niewielu zdaje sobie sprawę, że w rzeczywistości nie wywodzą się one z afrykańskich tradycji, a są jedynie europejskim naśladownictwem i tak naprawdę nieudaną próbą industrializacji indonezyjskiego batiku. Dzisiaj rozwój african wax print – czyli afrykańskiej woskowej tkaniny drukowanej uznaje się za wynik długiego, historycznego procesu międzykontynentalnych zależności i naśladownictwa. Potęgi kolonialne takie jak Wielka Brytania i Holandia odegrały znaczoną rolę w uprzemysłowieniu technik produkcji tkanin i popularyzacji powstałych tekstyliów na rynkach zagranicznych. Po skolonizowaniu Indonezji Holendrzy zainteresowali się szczególnie jawajskim batikiem, czyli tradycyjną techniką zdobienia tkanin za pomocą wosku. Już w 1846 roku Pieter Fentener van Vlissingen otworzył fabrykę specjalizującą się w produkcji tkanin drukowanych przy użyciu grawerowanych maszyn rolkowych, woskowych żywic i barwników. Firma Vlisco, której był założycielem, od momentu powstania do dzisiaj produkuje w swojej siedzibie w Helmond na południu Holandii tkaniny drukowane za pomocą techniki zaczerpniętej z tradycyjnego indonezyjskiego batiku. Od 1876 roku nieprzerwanie eksportuje woskowe tkaniny na cały afrykański kontynent.

Jak to się stało, że holenderskie tkaniny opanowały afrykańskie rynki? Teorii jest wiele. Jedna z nich głosi, że od połowy XIX wieku holenderskie frachtowce, zaopatrzone w wytwarzane maszynowo tkaniny, w drodze do Indonezji często zatrzymywały się w afrykańskich portach i tak powoli zyskiwały nową klientelę. Inne źródła sugerują, że holenderskie tkaniny woskowe nie radziły sobie tak dobrze jak oczekiwano na indonezyjskim rynku, a ostatecznym ciosem dla holenderskiego przemysłu stało się wprowadzenie na początku XX wieku w Indonezji ograniczeń handlu tekstyliami (między innymi właśnie w celu ochrony wytwarzanych lokalnie batików). Mówi się też, że od samego początku Indonezyjczycy uważali maszynowe druki woskowe za znacznie gorszej jakości niż własne ręcznie robione tkaniny. Holendrzy, aby utrzymać swój przemysł tekstylny, docelowy rynek zbytu przenieśli do Afryki Zachodniej, i jak się szybko okazało trafili na bardzo podatny grunt. Afryka Zachodnia od wieków była rynkiem tekstylnym, gdzie z powodzeniem handlowano tkaninami, które od pokoleń były ważnym elementem życia społecznego. Już od XVI wieku kwitł na tym obszarze handel tkaninami między europejskimi, afrykańskimi i arabskimi kupcami. Konsumenci byli przyzwyczajeni do tkanin produkowanych niemal na całym świecie. Nie dziwi więc, że holenderskie tkaniny woskowe szybko się przyjęły i zasymilowały w afrykańskich społeczeństwach, jako część kultury i sposób wyrażania siebie wielu grup etnicznych. Anglicy również w ślad za Holendrami produkowali i sprzedawali tekstylia, ale od początku holenderskie marki cieszyły się większą popularnością. Nadal to właśnie holenderskie tkaniny są wyznacznikiem prestiżu. Przez lata produkowano je w Helmond na rynki eksportowe wyłącznie do Afryki, dzisiaj rozsyłane są z Holandii po całym świecie, wszędzie tam gdzie znajduje się afrykańska diaspora. Choć cała produkcja opiera się wciąż na tej zainicjowanej przez Vlissingena, to na przestrzeni lat europejscy producenci wprowadzili pewne zmiany we wzorach i motywach, aby jak najlepiej wyjść naprzeciw oczekiwaniom swoich klientów i klientek rozsianych po całym kontynencie. Początkowo przy produkcji wax print wykorzystywano głównie motywy roślinne, zwierzęce i geometryczne, uważane za uniwersalne dla wszystkich kultur, ale od początku XX wieku zaczęto dokładać coraz większych starań, aby projektowane wzory były bardziej autentyczne i nawiązywały do lokalnych tradycji. Już od lat 20. XX wieku zaczęły pojawiać się bardziej spersonalizowane druki na przykład z portretami lokalnych liderów i wodzów, a od lat 50. XX wieku popularne stały się tkaniny z portretami afrykańskich głów państw i wybitnych polityków. Ciekawym przykładem jest tkanina zaprojektowana z okazji pierwszej wizyty Elżbiety II w Nigerii w 1956 roku. Tkanina ta była rozdawana, aby zapewnić Elżbiecie II ciepłe przyjęcie i wprowadzić tłum w dobry nastrój, na krótko przed uzyskaniem niepodległości przez Nigerię. Był to oczywiście zabieg propagandowy, ale też ukłon w stronę tradycji. W wielu regionach Afryki ludzie zakładają taki sam materiał na określoną okazję, czy to na weselu, czy na wiecu politycznym można zobaczyć grupy osób ubrane w takie same tkaniny. Jest to wyraz solidarności z grupą i własną społecznością, dający poczucie wspólnotowości. Co ważne, gest niepozbawiający jednocześnie możliwości podkreślania własnego indywidualizmu, bo każdy może nosić taki materiał na swój sposób, według własnego pomysłu.

Z czasem projektom i motywom wychodzącym z europejskich fabryk, które stawały się niezwykle popularne, specjalnie nadawano chwytliwe nazwy, często nawiązując do znanych przysłów i sloganów, życia codziennego czy popkultury. Dobrym przykładem może być tutaj motyw wykorzystywany do szycia popularnych w całej Afryce (i nie tylko) koszul/tunik dashiki. Projektant firmy Vlisco Toon van de Manakker inspirował się przy jego tworzeniu tradycyjnym strojem etiopskim, dlatego często nazywano go „Addis Abeba”. Największa popularność tego wzoru zbiegła się jednak z wydaniem wielkiego przeboju legendarnego ghańskiego muzyka Alfreda Benjamina (A.B.) Crentsil’a i jego zespołu The Sweet Talks o nazwie „Angelina”, więc w Ghanie zaczęto te kupony Vlisco nazywać po prostu Angelina. W tę tkaninę chętnie ubierała się także Miriam Makeba, więc automatycznie po śmierci tej wielkiej piosenkarki w wielu regionach tkanina zaczęła nosić jej imię.

Najlepsi sprzedawcy potrafili sami wykreować historię danego wydruku, wymyślając ją tak, aby jak najlepiej współgrała z lokalnymi przekonaniami, tradycjami i pragnieniami klientów. Co ważne w każdym kraju czy regionie to znaczenie mogło być zupełnie inne. Na etapie produkcji tkaniny te były zatem produktem europejskim, ale trafiając do różnych krajów Afryki zaczynały żyć własnym afrykańskim życiem. Najlepsi handlarze cieszyli się niezwykła estymą, a umiejętna sprzedaż nie jednemu przynosiła ogromne zyski. Słynne Nana Benz, czyli togijskie królowe lokalnego handlu, które w latach 80. XX wieku zrewolucjonizowały lokalny i regionalny rynek tekstylny, jako jedne z nielicznych w Togo mogły pozwolić sobie na zakup Mercedesa czy wysyłanie dzieci do najlepszych szkół. Do dzisiaj są stawiane za wzór młodym dziewczynom stawiającym swoje pierwsze kroki w biznesie, a tkaniny, które wypromowały nadal cieszą się ogromną popularnością.

Odpowiednio opowiedziana historia zawsze może wpłynąć na popularność danego kuponu i zwiększenie jego sprzedaży. Jak tylko wax print pojawiły się na rynku, zgodnie z afrykańskim zwyczajem tchnięto w nie życie. Stały się połączeniem nadziei, marzeń, pragnień, politycznych aspiracji oraz życia codziennego, stając się kontekstem do aktualnych wydarzeń i zachodzących zmian społecznych. Przykładem może być tutaj wax print „Table fan”. Kiedy w latach 80. XX wieku elektryczne wentylatory zostały wprowadzone na afrykańskie rynki automatycznie pojawiły się kupony wax print z takim nadrukiem. Projektanci nie przypuszczali jednak, że wzór mający być znakiem nowoczesności ubrany zostanie w wymyślne historie, które wielokrotnie powtarzane nagle staną się prawdą. Wentylator, który jest często jedynym sposobem na ochłodzenie się w gorącym afrykańskim klimacie może na przykład stać się inspiracją do opowieści o pragnieniach, miłości i pożądaniu. W duszną afrykańską noc para tańcząca w rytm gorącej muzyki zostaje kochankami i padając sobie w ramiona, dzieląc się pierwszą ze wspólnie spędzonych nocy, szuka ukojenia w przyjemnym powiewie, który daje niewielki wiatrak. Czy tkanina z wiatrakiem może reprezentować szczęśliwy związek osoby, która ją nosi?

Do dzisiaj to odbiorcy wax print nadają projektom znaczenia, a projektanci nieustannie poszukują nowych pomysłów podróżują po Afryce, rozmawiając z klientami i dystrybutorami. Rocznie wypuszczane jest kilkaset nowych projektów wax print, ale to jak zostaną przyjęte i zinterpretowane nieustannie zaskakuje ich twórców. Dobrym przykładem może być tutaj wax print zwany „mózgi Kofiego Annana”. Kiedy tkanina z motywami drzew wprowadzana była na rynek Kofi Annan wygłosił waśnie jedno ze swoich ostatnich przemówień jako Sekretarz Generalny ONZ. Wzory na tkaninie nagle zaczęły być kojarzone z mózgiem i stały się odniesieniem do błyskotliwego umysłu ghańskiego dyplomaty. Czy na przykład motyw torebki, który wyszedł z fabryki Vlisco i trafił na afrykański rynek, akurat kiedy Michelle Obama odbywała podróż po Afryce. Podobno wzór skojarzono z torebką z jaką Pierwsza Dama Stanów Zjednoczonych wysiadła z samolotu. Tkanina zaczęła rozchodzić się jak świeże bułeczki – nie zostaniesz Michelle Obamą, nie stać Cię nawet na tak luksusową torebkę jaką ma żona prezydenta USA, ale możesz sobie kupić materiał Michelle Obama’s Bag – nawoływali sprzedawcy.

Do lat 60. XX wieku większość tkanin wax print produkowana była w Europie. Po okresie kolonialnym sytuacja znacząco się zmieniła i wiele afrykańskich krajów zaczęło otwierać własne fabryki, czy też spółki europejskich firm (np. Uniwax na Wybrzeża Kości Słoniowej i Woodin w Ghanie jako spółki holenderskiego Vlisco czy ATL – Akosombo Textiles Limited, która jest zależna od ABC Textiles z Manchesteru, Da Gamma w RPA). Do dzisiaj jednak to holenderskie tkaniny Vlisco uznawane są symbolem najwyższej klasy i prestiżu i stawia się je na równi z takimi ekskluzywnymi markami jak Rolex czy Louis Vuitton. Obecnie przemysł włókienniczy wielu państw afrykańskich mierzy się przede wszystkim z konkurencją ze strony Chin. Afrykańskie rynki są zalewane drukami chińskimi, często będącymi kopiami wzorów projektowanych w europejskich i afrykańskich fabrykach i sprzedawanymi po dużo niższych cenach. Jakiś czas temu firma z Manchesteru została kupiona przez chińską spółkę. Kitenge w Afryce Wschodniej pochodzą głównie z chińskich fabryk Anningtex, a nigeryjskie United Nigerian Textiles Limited (UNTL), produkujące tkaniny na rynki Afryki Zachodniej, należą do chińskiej CHA Group.

Czy historia wax print łącząca trzy kontynenty i będąca wynikiem skomplikowanych współzależności podważa ich autentyczność jako tkanin afrykańskich? Czy to wax print wyparło lokalnie produkowane tkaniny? Dzisiaj wax print to często temat zagorzałych dyskusji badaczy kolonializmu i postkolonializmu. Na pewno poznanie ich historii skłania do refleksji i być może bardziej świadomych zakupów. Choć wax print może wzbudzać kontrowersje, faktem jest, że nadal jest najbardziej popularną tkaniną kontynentu i afrykańskiej diaspory na całym świecie. Jak twierdzi wielu ich obrońców, tkaniny wax print tak zakorzeniły się w życiu codziennym Afrykanów, że oderwanie ich od tego kontynentu jest atakiem na regionalną tożsamość. Od lat debatuje się także czy właściwym jest określanie ich mianem afrykańskich – african wax print – ale trzeba pamiętać, że w wielu regionach Afryki mają one swoje lokalne nazwy: ankara, kitenge, hallandais, dutch wax print. Niektórzy śmiało nawołują do odrzucenia wax print i powrotu do tradycyjnych tekstyliów, ale zarówno tradycyjne tkaniny jak i holenderskie woskowe druki wpadają dziś w tę samą pułapkę globalizacji i gospodarki rynkowej. Kiedyś będące częścią symbolicznego dialektu i ważnym elementem tożsamości stają się teraz losowymi kształtami pozbawionymi kulturowego znaczenia, które kiedyś miały.