„Kongijczyków portret własny. Malarstwo kongijskie 1960-1990” to wystawa, która była prezentowana w drugiej połowie 2021 roku w Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu. Wystawa, która pozwoliła zabrać nas – polskich, czy nawet szerzej – europejskich odbiorców, w głąb kongijskiej tożsamości i pamięci.

Na wystawie zaprezentowano blisko 90 obrazów z kolekcji Królewskiego Muzeum Afryki Środkowej w Tervuren w Belgii, dzieła zarówno znanych kongijskich malarzy, jak i anonimowych artystów, którzy tworzyli w latach 1960-1990 w nurcie malarstwa popularnego, powstałego na potrzeby lokalnej społeczności, ukazującego przeszłość i teraźniejszość widzianą oczami samych Kongijczyków.

Popularne malarstwo kongijskie to niezwykłe połączenie dwóch światów, odgórnie narzuconej kultury kolonialnej, uważanej za nowoczesną, w której wyznacznikiem prawdy było słowo pisane i fotograficzna dokumentacja oraz kultury tradycyjnej opartej na ustnych przekazach, wierzeniach i rytualnych praktykach. W społecznościach miejskich stało się ono sposobem nie tylko na utrwalanie ważnych dla mieszkańców wydarzeń, osób czy historii, ale również ramą dla dyskusji, wymiany opowieści i przeżyć, przestrzenią, w której spotykają się pamięć indywidualna wielu osób i zbiorowa pamięć społeczna. Jak powiedział Chéri Samba, jeden najbardziej znanych kongijskich artystów: my tworzymy, żeby wpływać na społeczeństwo. Takie właśnie jest to malarstwo – zaangażowane społecznie, przystępne w formie.

Wystawa została podzielona na kilka bloków tematycznych, ułożonych tak, aby stworzyć swego rodzaju historyczną narrację. Pierwszy z nich przedstawiał pamięć o okrucieństwie czasów kolonialnych. Często powtarzanym motywem tych przedstawień stały się sceny chłosty, wymierzania kar, podstępnych działań urzędników czy przymusowych prac. Wyzysk był jednym z charakterystycznych elementów belgijskich rządów kolonialnych. Prowadzono obowiązkowe uprawy między innymi bawełny. Oficjalnie ich celem było wdrażanie nowoczesnych metod rolniczych. W rzeczywistości zmuszano Kongijczyków do niewolniczej pracy, uprawy roślin na eksport zasilający wyłącznie gospodarkę kolonialną.

Kolejny część wystawy to malarska opowieść o niepodległym kraju, w której malarze stają się historykami narodu, kronikarzami ważnych wydarzeń, wzlotów i upadków Demokratycznej Republiki Konga. Jest to krytyczne spojrzenie Kongijczyków na pół wieku własnej historii jako niepodległego narodu, utrwalenie wizerunków tych, którzy odegrali znaczącą rolę w walce o niepodległość, ale też po jej uzyskaniu bardzo szybko doprowadzili do destabilizacji kraju. Na obrazach pojawiają się największe persony kongijskiej sceny politycznej: Joseph Kasavubu – pierwszy prezydent Konga, Patrice Lumumba – pierwszy premier i oczywiście Joseph Désiré Mobutu – wieloletni prezydent i dyktator, przedstawiany w charakterystycznej lamparciej czapce, którą zawsze nosił. Malarze dokumentowali zmieniające się rządy, portretowali polityków, ale zmiany nie zachodziły tylko na najwyższych szczeblach. Po odzyskaniu niepodległości, szczególnie w miastach, zaczęło kształtować się społeczeństwo, które również miało swoje aspiracje, pragnęło rozwoju i zerwania z kolonialną przeszłością.

Kolejnym ważnym tematem sztuki miejskiej stał się portret. Malowane na zamówienie wizerunki nie musiały pokazywać portretowanego, takiego jaki jest z fotograficzną dokładnością, lecz takiego za jakiego chce być uważany, z odpowiednio zaznaczonym statusem społecznym, który udało mu się już osiągnąć, albo do jakiego aspiruje. W miejskich portretach ważne stały się atrybuty takie jak nowoczesny ubiór, garnitur, krawat czy okulary, w zupełnej opozycji do tego, jak chcieli przedstawiać Kongijczyków europejscy badacze.

Równie chętnie, jak portrety, zwieszano w kongijskich domach obrazy przedstawiające sceny z życia codziennego. Malarze stali się wnikliwymi obserwatorami miejskiej codzienności, jej jasnych i ciemnych stron. Malowali obrazy przepełnione głosami nieustających rozmów i muzyki, tętniące kolorami, ale jednocześnie uwydatniające wciąż pogarszające się warunki życia, zaniedbania władz, problemy z olbrzymi wzrostem ludności, które nieuchronnie prowadziły do tragicznych konsekwencji zarówno dla mieszkańców, jak i samych miast.

Życie Kongijczyków, szczególnie za czasów dyktatorskich rządów Mobutu, to okres niepewności, dominacji agresji i zawiści w stosunkach międzyludzkich. Tak ważne dawniej: solidarność, wspólnotowość, hierarchia i więzy rodzinne, przestały się liczyć. Każdy mógł zarówno łatwo się wzbogacić, jak i bardzo szybko wszystko stracić, nawet życie. Wizerunek syreny, kolejny temat zaprezentowany na wystawie, pomógł Kongijczykom wprowadzić pozorny ład w zaburzonych relacja społecznych czasów Mobutu. Mami Wata – cudowna syrena, mamiąca swym wdziękiem, stała się uosobieniem niszczącej siły pieniądza i władzy, niezgodności tradycji ze współczesnymi normami społecznymi. Obrazy z jej wizerunkiem jedni chętnie wieszali w domach ku przestrodze, inni aby zwabić ją do siebie i choć na chwilę poprawić swój byt.

Dla Kongijczyków szczególnie trudne okazały się lata 90. XX wieku, w których gwałtownie zaczęła pogarszać się sytuacja ekonomiczna i społeczna w kraju. W tym czasie znacząco wzrosła liczba lokalnych kościołów chrześcijańskich, które obiecując odkupienie wymusiły zerwanie z wizerunkiem syreny. W obrazach pojawił się jednak nowy motyw mający pomóc w zrozumieniu brutalnie zmieniającego się świata, również pokazany na wystawie. W lingala, nieustannie mutującym języku stolicy, powstało nowe wyrażenie „inakale”, które w malarstwie przedstawiano, jako człowieka osaczonego przez zwierzęta, symbolizujące czarną magię, chrześcijaństwo i państwo, łupiące i zabijające swoich obywateli.

Kongijczyków ogarnęło obezwładniające poczucie bezradności, osaczenia przez system, przed którym nie można uciec, w skutek czego u wielu pojawiła się nostalgia – tęsknota za tym co było. Mieszkańcy miast rozczarowani obecną sytuacją kraju, zaczęli wspominać najlepsze lata dawnego okresu kolonialnego, kiedy ich zarobki pozwalały na utrzymanie rodziny, noszenie eleganckich ubrań, częste wizyty w barach, gdzie mogli z radością tańczyć i pić piwo. Na obrazach artyści zaczęli przedstawiać nie tylko trudną codzienność, ale również wspominać dawne życie pełne uciech.

Ku pokrzepieniu serc Kongijczyków, których każdy kolejny dzień oddalał od ideałów niepodległości, artyści często przypominali także wizerunek Lumumby. W malarstwie kongijskim pierwszy premier Demokratycznej Republiki Konga, który zginął tragicznie na początku tworzenia się niepodległego państwa, z czasem urósł do rangi mitycznego bohatera, zbawiciela, który posiada zdolność rozwiązywania problemów, których nikt inny rozwiązać nie chce lub nie może. Obrazy z jego przedstawieniem cieszyły się ogromną popularnością.

Malarstwo kongijskie dla nas stanowi proste, barwne z pozoru zabawne opowieści o odległej części świata, ale dla samych Kongijczyków stało się wyrazem traumy i w pewnym sensie próbą znalezienia wyjścia z pułapki, którą okazała się niepodległość.

Co ciekawe całość wystawy zamykała praca nie malowana a wyszywana, której autorem nie był mężczyzna a kobieta. Twórcy wystawy zwrócili uwagę na to, że oglądając malarstwo kongijskie z lat 1960-1990 patrzymy na Kongijczyków ich własnymi oczami, ale jest to przede wszystkim męska perspektywa. Zarówno w okresie kolonialnym, jak i w pierwszych dekadach niepodległości znaczącą rolę społeczną odgrywali wyłącznie mężczyźni. Dopiero załamanie się gospodarki rynkowej w latach 90. XX wieku zachwiało ich dominację, los wielu kongijskich rodzin, ich przetrwanie i zapewnienie środków do życia, znalazł się w rękach kobiet. Kobietą, która w obliczu osobistej tragedii musiała przejąć męskie role w swojej rodzinie była Lucie Kamuswekera. Wyszywanie na tkaninie, podobnie jak malowanie obrazów dla kongijskich malarzy, stało się dla niej pewnego rodzaju terapią, próbą ukazania traumatycznych doświadczeń w nadziei, że możliwe będzie znalezienie wyjścia z tej bardzo trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się ona sama, jej rodzina i cały kraj. To niezwykle budujące, że mimo tego, czego przez ostatnie dziesięciolecia doświadczyli Kongijczycy – wiary w lepsze jutro wciąż im nie brakuje.